The Evening Times 1-3, książki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
P ro lo g
Charakterystyczny dla budzika dźwięk rozległ się w sypialni na końcu małego
mieszkania. Bella niechętnie otworzyła oczy i siadła na łóżku. Mozolnymi ruchami ściągnęła
z siebie bordową atłasową kołdrę i przesunęła się na drewnianą krawędź łóżka.
Nieprzytomnym wzrokiem popatrzyła przez duże okno i zachrypniętym głosem mruknęła:
- Znowu pada, momentami mam wrażenie, że mieszkam w Londynie.
Przeczesała dłońmi brązowe, kędzierzawe włosy i wstała z łóżka, które głośno
skrzypnęło. Lekkim krokiem podeszła do okna i jednym ruchem ręki otworzyła je,
wprowadzając do pokoju rześkie powietrze. Patrząc na zegarek klęknęła koło łóżka w
poszukiwaniu ciapów. Po nieudanej próbie znalezienia poszukiwanej części garderoby i
wyrzucenia spod łóżka kilku zużytych chusteczek i ulubionej książki, dziewczyna
majestatycznym krokiem wyszła z sypialni.
- Cherry! - Jej głos odbił się po ścianach pokoju, który funkcjonował w jej mieszkaniu
jako: salon, jadalnia lub ewentualnie jako pokój gościny zważając na dużą czarną kanapę
stojącą pośrodku otwartego pomieszczenia. Jednak najczęściej nie spali na niej goście, a
nawoływany przez dziewczynę pies.
Mieszkanie, które wynajmowała dziewczyna nie było duże. Mała kuchnia, sypialnia,
łazienka i duży przejściowy pokój urządzony w klasycznym stylu. Czarna kanapa, fotele w
tym samym kolorze, niewielki telewizor i kilka półek współgrających z łososiowymi
ścianami. Nad meblami wisiał mały, skromny żyrandol, a nad jedną z półek jedyne w jej
mieszkaniu zdjęcie rodzinne.
Bella nie była osobą przywiązaną do rodziny. Często nie zdawała sobie sprawy, że ją
ma. Jej ojciec zmarł kiedy była jeszcze dzieckiem w trakcie służby, została sama ze srogo
wychowującą ją matką dla której najważniejsze było aby jej córka została artystką tak jak
ona.
Dziewczyna pogłaskała psa za uchem i podeszła do szafki, na której leżał jej mały
telefon komórkowy. Jak zwykle wyświetlacz był pusty. Zero wiadomości, zero nagrań na
pocztę głosową, zero nieodebranych połączeń. Nie była typem „duszy towarzystwa”,
zamiast hucznych zabaw wolała ciche, spokojne prywatne spotkania lub wieczory z
laptopem i kubkiem gorącej kawy lub zielonej herbaty. Jednak przy tej cesze charakteru
wyróżniało ją coś jeszcze, była uparta. Kiedy matka zadecydowała, że pójdzie na studia
plastyczne wyprowadziła się z domu, aby realizować własne marzenia. Podjęła studia
dziennikarskie i dzięki ciężkiej i rzetelnej pracy po kilkuletnich studiach została
dziennikarką w jednej z największych nowojorskich gazet - „The Evening Times”. Praca w
tak znanej firmie nauczyła ją zorganizowania i nie zostawiania niczego na „ostatnią
godzinę’, tak więc wszystko było zapięte na ostatni guzik, a jej życie przebiegało zgodnie z
mini-grafikiem, który każdego dnia był rysowany pod względem jej pracy.
Jednak to wszystko miało się niedługo zmienić...
R o z d z ia ł p ierw sz y
Dźwięk obcasów uderzających o lśniącą podłogę rozległ się po wąskim korytarzu.
Bella szybkim krokiem przemierzała drogę do głównych drzwi co jakiś czas patrząc na
srebrny zegarek zdobiący lewą rękę. Nie mogła biec, wiedziała, że jest spóźniona, ale gdyby
przyspieszyła - nie była by sobą. Mijała drzwi co jakiś czas zerkając na migające po jej prawej
bądź lewej stronie numery mieszkań, lub zabieganych sąsiadów i sąsiadki, którzy przez swój
pośpiech nie odpowiadali nawet na krótkie „Dzień dobry”. Dziewczyna skręciła w prawą
stronę i schodząc po dwóch wąskich schodkach wyszła bocznym wejściem na parking.
Jednym ruchem ręki rozłożyła parasolkę i mętnym wzrokiem zaczęła szukać swojego
samochodu. Po chwili znalazła swój czarny, malutki samochód zasłonięty czarnym BMW.
Energicznym krokiem trzymając w jednej ręce czarną parasolkę, a drugą penetrując
kieszenie jej płaszcza w poszukiwania kluczyków samochodowych podążyła na koniec
parkingu. Nagle stanęła i ze złością krzyknęła:
- Cholera, znowu?! - Kilka osób popatrzyło w jej kierunku, jeszcze kilka innych w
kierunku, w którym patrzyła wściekła brunetka. Jej mały, wyróżniający się wśród innych,
samochód był obstawiony z każdej strony bez możliwości wyjazdu. Dziewczyna z furią w
oczach podeszła do swojego samochodu i głośno przeklinając cisnęła kluczykami w stojący
najbliżej srebrny Chevrolet Captivia. Złożyła parasolkę i włożyła ją do torby. Po chwili
znowu podniosła głos i patrząc się w siedzenie nieobecnego kierowcy Chevrolet’a
wykrzyknęła:
- Jak masz taki wywalony w kosmos samochód to sobie parkuj na podziemnym! – Jej
głos zadrżał. Zawsze kiedy podnosiła ton głosu stawał się on nienaturalnie piskliwy, drżący
lub po prostu dziecinny. Z rezygnacją popatrzyła na zegarek podnosząc kluczyki leżące
obok Chevrolet’a, który został jej poranną ofiarą i mruknęła:
- Za piętnaście ósma - Z dzikim błyskiem w oku obrzuciła spojrzeniem wszystkie
samochody obok niej. - Przez was chłopcy spóźnię się do pracy, dzięki - dodała głośniej i
oparła się o swój samochód.
- Spokojnie laleczko już odjeżdżam. - Obok niej mignęła sylwetka rozbawionego
nastolatka, który podbiegł do samochodu stojącego tuż przed jej autem. Bella obrzuciła go
gniewnym wzrokiem i rzucając torebkę na siedzenie pasażera, siadła za kierownicą.
- Laleczko, laleczko... Ja cię gówniarzu pamiętam jak w pieluchach chodziłeś -
mruknęła i z niekontrolowaną siłą nacisnęła przycisk z napisem CD. Uchyliła okno i
jednocześnie nacisnęła pedał gazu. Samochód głośno zawył i wyjechał z miejsca
parkingowego. Dziewczyna energicznie przekręciła kierownicę w lewą stronę i zanim
zdążyła zareagować, nadjeżdżający zza zakrętu samochód z wielką siłą uderzył w bok
samochodu od strony pasażera. Głośny zgrzyt i huk zderzających się aut przeszedł przez
cały parking. Wypadek. Oszołomiona Bella drżącą ręką przekręciła kluczyk w stacyjce
wyłączając silnik samochodu. Lekko dotknęła środkowej części klatki piersiowej
rozmasowując miejsca, w które wbił się pas. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, jej drzwi
otworzyły się i usłyszała jak przez mgłę męski głos:
- Proszę panią, nic pani nie jest?! - Odwróciła głowę i przytomniejąc zobaczyła
sylwetkę mężczyzny, jego bladą ze strachu twarz i ciemne oczy z rozszerzonymi źrenicami.
Odzyskując siłę odepchnęła ręką mężczyznę i wychodząc z samochodu na parking
powiedziała lekko zachrypniętym głosem:
- Niech pan dzwoni na policję. - Obrzuciła wzrokiem samochód, który zmiażdżył
lewą stronę jej malutkiego samochodu.
- Ale może jakoś się dogadamy... - Kierowca wyjął portfel z ciemnej kurtki
przeliczając banknoty w nim umieszczone.
- Niech pan dzwoni na policję bo nie ręczę za siebie! - dziewczyna podniosła ton
głosu siadając na mokrym krawężniku. Było jej wszystko jedno. Miała wypadek
samochodowy, spóźni się do pracy, pada jej na głowę i pomimo, że nałożyła na włosy tony
lakieru fryzura już dawno jej się rozwaliła, jej zamszowe buty już przemokły, a facet, który
spowodował wypadek bezczelnie stał kilka kroków przed nią i w najlepsze się śmiał!
Podniosła się z krawężnika dopiero kiedy zobaczyła nadjeżdżający radiowóz i mruknęła do
nadal uśmiechniętego mężczyzny:
- Załatwmy to szybko, mam dość atrakcji jak na dzisiejszy dzień. - Nie doczekała się
odpowiedzi ponieważ z radiowozu właśnie wysiadł policjant.
Ku uciesze Belli wszystko poszło bardzo sprawnie, pan „śmieję się nawet jak
dostałem karę” otrzymał mandat, a jej samochód został zabrany przez panów z serwisu
samochodowego. Teraz musiała tylko złapać taksówkę i dojechać do pracy. Poprawiając
włosy, ogarnęła wzrokiem parking i na pięcie odwracając się podążyła do postoju taksówek.
- Może panią podwieźć? - Upierdliwy sprawca wypadku podbiegł do niej łapiąc ją za
zmarzniętą dłoń. Szybko ją wyrwała pomimo, że poczuła ciepło jego ręki i sucho
powiedziała:
- Podziękuję.
Na szczęście mężczyzna nie nalegał.
*~*~*~*~*~*~*
- Swan! - Bella energicznie odwróciła się słysząc swoje nazwisko. Stanęła twarzą w
twarz z kierownikiem. William Carter był niskim mężczyzną w średnim wieku. Wysokie
czoło i groźne oczy mylnie ukazywały jego charakter jako gbura. William pomimo swojego
wyglądu, zwłaszcza owalnej sylwetki był pełny energii, wszędzie zawsze był na czas, był
pomocny, ale wymagający. W tym momencie kiedy stał tuż przed dziewczyną miał
nieodgadniony wyraz twarzy, a w ręku trzymał duży kubek czarnej kawy.
- Bardzo przepraszam... - zaczęła tłumaczyć się dziewczyna. - Miałam wypadek
samochodowy, później nie mogłam złapać taksówki i... - Carter przerwał jej ruchem ręki i
opierając się o stojącą na korytarzu kserokopiarkę powiedział:
- Nikt ci nie ma za złe, że się spóźniłaś. Szczerze, wszyscy myśleliśmy, że nareszcie
postanowiłaś zrobić sobie dzień wolny. - Na jego okrągłej, czerwonej twarzy pojawił się lekki
uśmiech. - I widzisz, obaliłaś naszą teorię i pokazałaś, że Bella Swan nie omija dni pracy -
cicho się zaśmiał i odchodząc od ksero dodał: - A jak samochód?
- Skasowany - mruknęła Bella przeszukując wnętrze torby w poszukiwaniu
pendrive’a z ważnym artykułem nad którym siedziała kilka dni.
- To co się tak właściwie stało? - Jedyną wadą jaką dostrzegła w swoim kierowniku
dziewczyna była gadatliwość. Kiedy ktoś rozpoczynał rozmowę z mężczyzną potrafił ustać
na korytarzu dobre kilkadziesiąt minut. Jednak nikt nie miał mu tego za złe.
- Jakiś facet wyjechał zza zakrętu na pełnym gazie i wjechał w lewy bok mojego
samochodu, bo na moje nieszczęście właśnie wyjeżdżałam z miejsca parkingowego. – Carter
zagwizdał, a Swan przytaknęła. - No nic, trzeba będzie się nauczyć korzystania z rozkładu
autobusów - dodała dziewczyna uśmiechając się lekko i podając kierownikowi pamięć
przenośną. - Artykuł.
- Jak zwykle na czas. - Bella po raz kolejny uśmiechnęła się i żegnając się z
William’em szybkim krokiem poszła w kierunku swojego gabinetu umieszczonego na końcu
korytarza.
- Jestem! - zawołała wchodząc do swojego pokoju i rzucając torbę na zagracone
biurko. - Jessica, bardzo cię przepraszam, ale jakiś kretyn rozwalił mi samochód i...Jess? – Z
pokoju obok nie było słychać żywej duszy. Bella zgrabnie zdjęła z siebie czarny płaszcz i
przeszła do pokoju w którym powinna pracować stażystka fotografii. W pomieszczeniu nie
spotkała nikogo, co więcej nie spotkała też niczego poza samotnie stojącym, pustym
biurkiem.
- Pięknie, zabrali mi też stażystkę... - mruknęła wracając do swojego gabinetu. Ze
złości trzęsły jej się ręce. Jak teraz miała dokończyć miesięczne podsumowanie do gazety
jeśli nie miała nawet jednego zdjęcia? Jak miała to dokończyć nie posiadając fotografa?
Definitywnie nie był to jej dzień. Z ciężkością usiadła na brązowym fotelu i wpatrywała się
w zamknięte drzwi pokoju z małą nadzieją, że za chwile pojawi się w nich William z
wiadomościami, że Jessica zachorowała, a zdjęcia są na dysku C na stojącym samotnie
komputerze. Jednak nikt się nie pojawił.
*~*~*~*~*~*~*
Tuż przed godziną siedemnastą, kiedy Bella przygotowywała się do wyjścia z pracy
rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! – zawołała z pokoju należącego do jej byłej stażystki gdzie stała przed
lustrem układając chustę na szyi.
- Bells! – usłyszała podekscytowany głos Angeli z gabinetu naprzeciwko. - Musisz to
zobaczyć!
- Spokojnie, co się stało? Twój bóg miłości i seksu stoi na korytarzu? – zażartowała
malując usta szminką.
- Lepiej! No chodź! - zawołała dziewczyna, wyrywając z dłoni Belli kosmetyk.
Dziennikarki szybko wyszły z pokoju i przeszły przez wąski korytarz. Na końcu
korytarza tuż przed drzwiami windy stał kierownik i odwrócony plecami mężczyzna.
Angela pokazała palcem na mężczyznę i bezgłośnie powiedziała jak podekscytowana
nastolatka:
- To on!
W tym samym momencie stojący twarzą do dziewczyn William klasną w ręce i
powiedział:
- A o to i ona! - Na te słowa słuchacz kierownika odwrócił się, a na jego twarzy
zawitał anielski uśmiech.
- Witam po raz kolejny - powiedział przenikliwym głosem i z rozbawieniem
przyglądał się zadziwionemu wyrazowi twarzy Belli.
- Co...Jak...? Co ty...Pan... O co tu chodzi?! - Dziewczyna podeszła bliżej mężczyzn.
- To wy się znacie? - Carter z zaciekawieniem patrzył to na Bellę, to na mężczyznę
stojącego obok.
- Tak! On rozwalił mi samochód! - wykrzyknęła dziennikarka, a kilka osób stojących
na drugim końcu korytarza spojrzało w jej stronę. Sprawca porannej stłuczki zaśmiał się
cicho i spokojnym głosem powiedział:
- Nie da się zaprzeczyć. Ale mam nadzieję, że
belle madame
się nie gniewa.
- Oczywiście, że nie - powiedziała z sarkazmem dziewczyna. - Co to jest jeden
skasowany samochód... - kontynuowała z przekąsem ignorując bezgłośne uwagi Angeli
typu: "Zwariowałaś" lub " Cicho!".
- Bello, powinnaś panu wybaczyć. - Carter uśmiechnął się nieznacznie, a po chwili
ciszy powiedział: - Angela, wracaj do pracy, a niech pani Swan i pan Cullen złapią jakiś tok
porozumienia - zaśmiał się cicho.
- Chyba spasuję, pan
Cullen
nie przypadł mi do gustu. - Bella posłała sprawcy
wypadku mordercze spojrzenie i podeszła do windy.
- W takim razie, droga Isabello, masz nie mały problem, biurko pana Cullen’a właśnie
zostało wstawione do twojego gabinetu. Od jutra pracujecie w duecie - powiedział oschle
kierownik i odszedł do swojego gabinetu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]