Thomas Lane-Ofiary Stalina i Hitlera, E-booki(3)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Thomas Lane
Ofiary
Stalina i Hitlera
Słowo wstępne
MOJE ZAINTERESOWANIE
migracjami ludności poza granice państwowe zrodziło się z badań nad historią
ruchu związkowego w Stanach Zjednoczonych, ponieważ był w awangardzie działań na rzecz zaostrzenia
przepisów imigracyjnych w USA w XIX wieku i na początku XX wieku. Zgłębiając przyczyny tego
zjawiska, siłą
rzeczy
zająłem się imigracją z południa i wschodu Europy, skąd pochodziło około
osiemdziesięciu procent przybyszów do Stanów Zjednoczonych w ostatnich dwóch dekadach przed pierwszą
wojną światową. Później miałem okazję spotkać wielu „imigrantów" przybyłych do Wielkiej Brytanii z Europy
Wschodniej, głównie Polaków i Litwinów. Ludzie ci pochodzili z obszarów, które jeszcze w XVIII
wieku nazywano Rzecząpospolitą Obojga Narodów. W drugiej połowie tego stulecia Rzeczpospolita została
podzielona i wchłonięta przez trzy zaborcze państwa na jej granicach - Rosję, Prusy i monarchię Habs-
burgów. Po niecałych stu pięćdziesięciu latach obcych rządów narody Polski, Litwy, Łotwy i Estonii odzyskały
niepodległość, ale, niestety, cieszyły się swoim niepodległym statusem zaledwie przez dwie dekady. Poczynając
od 1939 roku i paktu Ribbentrop-Mołotow, państwa te stały się ofiarami nazistowskiej i radzieckiej zmowy i
znowu zniknęły z mapy. W rezultacie tych wydarzeń miliony obywateli owych krajów zostały przesiedlone.
Niektórzy, znikoma mniejszość, pod koniec drugiej wojny światowej
znaleźli
się w Wielkiej Brytanii.
Odrzucali termin „imigranci" jako nie-mający do nich zastosowania. Nie opuścili ojczyzny, jak podkreślali, z
powodów ekonomicznych, aby szukać lepszego życia gdzie indziej. Woleli nazywać się wygnańcami lub
uchodźcami politycznymi (dzisiaj moglibyśmy
ich nazwać azylantami, choć bez współczesnych
pejoratywnych konotacji). Był to odpowiedni termin, ponieważ zostali przemocą wyrwani ze swojego kraju
przez radzieckich bądź niemieckich okupantów, deportowani lub uwięzieni podczas drugiej wojny światowej.
Skończyli w obozach karnych lub pracy na dalekiej Syberii, za kręgiem polarnym lub w radzieckiej Azji
Środkowej. Inni uciekli przed Armią Czerwoną wkraczającą do państw bałtyckich i do Polski w 1944 roku,
kiedy szala wojny przechyliła się na niekorzyść Hitlera. Kilka lat później niewielki odsetek deportowanych,
za sprawą szczęśliwego przypadku lub uwarunkowań polityki międzynarodowej, znalazł się w Wielkiej
Brytanii, by pozostać tam przez resztę życia. Nie chcieli wracać do ojczyzny zdominowanej przez
komunistów, a gdy w 1989 roku komunizm upadł, byli już za starzy albo zbyt związani ze swymi rodzinami
w Wielkiej Brytanii, żeby zdecydować się na powrót.
Pod koniec lat osiemdziesiątych, wiedząc o moim rosnącym zainteresowaniu losami owych uchodźców,
kolega historyk poprosił mnie, abym pomógł mu przygotować nowe wydanie klasycznej pracy na temat
deportacji Polaków, książki Zoe Zaidlerowej
The Dark Side ofthe Moon,
opublikowanej w 1946 roku z
przedmową T.S. Eliota. Kolejna prośba jeszcze bardziej wzmogła moją chęć, żeby dowiedzieć się czegoś
więcej o społeczności uchodźców. Poproszono mnie, abym dokonał redakcji wspomnień polskiego
emigranta, który, po aresztowaniu przez Rosjan, spędził jakiś czas w osławionym więzieniu na Łubiance w
Moskwie, został przewieziony do obozu pracy w północnej Rosji i, dzięki niewiarygodnemu szczęściu
graniczącemu z cudem, uciekł przez granicę do Afganistanu, skąd przedostał się do Wielkiej Brytanii, a tam
został spadochroniarzem i kurierem polskiego rządu na uchodźstwie w Londynie.
Mniej więcej w tym samym czasie, pod koniec lat osiemdziesiątych, mój kolega John Hiden i ja założyliśmy
pierwszy Ośrodek Studiów Bałtyckich w Wielkiej Brytanii, działający przy Wydziale Studiów Europejskich na
uniwersytecie w Bradford. To pozwoliło nam nawiązać kontakty ze społecznościami estońskich, łotewskich i
litewskich imigrantów w tym mieście. Ich doświadczenia były pod wieloma względami różne od doświadczeń
Polaków, ale równie znamienne. Obywatele państw bałtyckich, podobnie jak Polacy, znaleźli się w Wielkiej
Brytanii pod koniec drugiej wojny światowej, poszukiwali pracy lub zostali do niej skierowani i wytrwale
oszczędzali, żeby kupić sobie domy. Zarówno Polacy, jak i Bałtowie wykształcili własne instytucje społeczne i
dokładali wszelkich starań, aby zachować swoją
kulturę i tożsamość w całkowicie obcym środowisku. Utrwalone na taśmie magnetofonowej relacje niektórych
z nich znajdują się w archiwum Ośrodka Dokumentacji Dziedzictwa w Bradford, gdzie przechowywane są
nagrane wywiady (czasem przepisane na maszynie, czasem nie) z mieszkającymi w tym mieście imigrantami
z Europy Wschodniej. Materiały te stanowią cenną pomoc dla każdego, kto interesuje się społecznością pol-
ską i społecznościami bałtyckimi w Wielkiej Brytanii. Niestety, nie zawierały one odpowiedzi na pytania,
które szczególnie mnie nurtowały.
Stopniowo idea napisania historii polskich i bałtyckich uchodźców w Wielkiej Brytanii zaczęła
nabierać kształtu. Istniało oczywiście trochę książek i artykułów na ten temat, lecz nie w takiej formie, jaka
chodziła mi po głowie. Ja zamierzałem prześledzić, w mniej więcej równych proporcjach, przymusowe
oderwanie imigrantów od ojczyzny, ich dramatyczny exodus i okoliczności ich osiedlenia się w Wielkiej
Brytanii. Moja książka miała się również, w znacznie większym stopniu niż inne, opierać na wywiadach z
uchodźcami i ich dziećmi. Postawiłem sobie za cel, aby część tej historii została opowiedziana ich słowami.
Pociągało to za sobą konieczność przeprowadzenia szczegółowych wywiadów z tymi, którzy zgodziliby się
nagrać swoje wspomnienia na taśmę. Ostatecznie około czterdziestu osób uczestniczyło w wywiadach,
trwających od półtorej godziny do trzech godzin każdy.
Jestem im wszystkim ogromnie zobowiązany, że podzieliły się ze mną czymś, co dla wielu z nich było
niezwykle bolesnymi doświadczeniami: utratą domów, rodzin i przyjaciół, niewyobrażalnie ciężkimi
warunkami życia w radzieckich i nazistowskich obozach i miejscach zsyłki, katastrofą Powstania
Warszawskiego, poczuciem zdrady, jakiej alianci dopuścili się wobec nich w Teheranie i w Jałcie, utratą
nadziei po powrocie z wojny i trudnościami - w niektórych przypadkach skrajnymi, lecz do pewnego stopnia
wspólnymi dla nich wszystkich - w przystosowaniu się do brytyjskiego stylu życia i pracy. Wielu musiało imać
się prostych zajęć, poniżej swoich kwalifikacji zawodowych. Znosili obojętność i niechęć, okazywane im przez
większość Brytyjczyków, które czasem przeradzały się w otwartą wrogość, zwłaszcza ze strony różnych
odłamów politycznej i związkowej lewicy. Składam im wszystkim gorące podziękowania.
Szczególnie wdzięczny jestem za życzliwą pomoc i współpracę, jaką przy zbieraniu materiałów i pisaniu
książki okazali mi członkowie Towarzystwa Brytyjsko-Bałtyckiego, zwłaszcza Gunars Tamsons, Lia Ottan i
Erica Sar-
kanbardis, a także członkowie łotewskich, estońskich i litewskich klubów w Bradford. Jestem nie mniej
zobowiązany członkom polskiej społeczności w mieście oraz członkom Polskiego Klubu Byłych
Kombatantów i Klubu Parafialnego. Dziękuje również Michaelowi Krupie, W. Krzystowskie-mu i Józefowi
Wojciechowskiemu za pouczające rozmowy. Wielkiej pomocy i wsparcia udzielił mi doktor K. Stoliński,
prezes Fundacji Polskiego Podziemia w Ealing Common w Londynie, archiwista K. Bozeje-wicz i
sekretarka S. Żarek. Pani Schmidt, starszy bibliotekarz Biblioteki Polskiej w Hammersmith, łaskawie
zapewniła mi dostęp do papierów doktora Józefa Retingera. Jestem również wdzięczny Archiwum
Dokumentacji Publicznej w Kew za dostęp do papierów różnych departamentów rządu brytyjskiego. Gorące
podziękowania należą się mojemu synowi, Nickowi Lane'owi, i synowej, Anie Hidalgo, którzy przeczytali
cały rękopis w czasie, kiedy sami byli bardzo zajęci pisaniem, i udzielili mi wielu cennych wskazówek
dotyczących zarówno treści, jak i stylu. Elżbieta Stadt-muller uprzejmie podzieliła się ze mną swymi
fachowymi komentarzami, zwłaszcza na temat pierwszej części rękopisu, i uchroniła mnie przed wieloma
błędami, za co jestem jej ogromnie wdzięczny. Jej rodzice, Ludwik i Elżbieta Stadtmullerowie, którzy
przeżyli zarówno radziecką, jak i niemiecką okupację, dali mi relację z pierwszej ręki o życiu we Lwowie w
latach 1939-1944. Dzięki kilku długim rozmowom z Kazimierzem Mochliń-skim uzyskałem wiele cennych
informacji na temat polskich emigrantów w Wielkiej Brytanii. Jak zwykle mogłem liczyć na skuteczność i
zaradność pracowników Biblioteki J.B. Priestleya na uniwersytecie w Bradford, zwłaszcza Grace Hudson,
bibliotekarki Wydziału Studiów Europejskich. Moi redaktorzy w wydawnictwie Palgrave Macmillan,
Luciana 0'Flaherty i Daniel Bunyard, służyli mi bezcennymi radami i szybkimi odpowiedziami na moje
pytania, jak również narzucali nieprzekraczalne terminy, co było dla mnie korzystne. Na koniec chciałbym
gorąco podziękować Jean Lane, zarówno za wsparcie, jak i za wyrozumiałość dla moich długich nie-
obecności, kiedy przesiadywałem w bibliotekach albo przy klawiaturze komputera. Rozumie się samo przez
się, że pełną odpowiedzialność za ostateczny kształt książki ponoszę wyłącznie ja.
Wprowadzenie
LICZBA OFIAR
Stalina i Hitlera sięga dziesiątków milionów. Znalazło się wśród nich kilka milionów obywateli
państw niepodległych w okresie międzywojennym, takich jak Polska, Litwa, Łotwa i Estonia. Zostali oni de-
portowani, przesiedleni lub uwięzieni przez podwładnych Hitlera i Stalina we wczesnym okresie drugiej
wojny światowej lub uciekli przed Armią Czerwoną wkraczającą do Europy Środkowej pod koniec wojny. Po
wojnie wielu Polaków wróciło do ojczyzny, wielu jednak nie zdecydowało się na powrót i znalazło dla siebie
nowe domy w Wielkiej Brytanii i innych krajach zachodnich. Bardzo niewielu Estończyków, Łotyszy i
Litwinów (czyli Bałtów, jak będziemy ich zbiorowo określać) powróciło do domu, a ci, którzy pozostali, też
stworzyli nowe społeczności na Zachodzie. Ta książka jest historią - opowiedzianą niekiedy ich własnymi
słowami - oderwania od ojczyzny, wędrówek, bolesnych doświadczeń w więzieniach i obozach pracy oraz prób
zapuszczenia korzeni na obcej ziemi.
Rok 1939 przyniósł klęskę i rozczłonkowanie państwa polskiego, co zwykło się nazywać czwartym
rozbiorem Polski. Wyznaczył również początek końca niepodległych państw bałtyckich, Estonii, Łotwy i Litwy.
Każde z tych państw podpisało traktaty o nieagresji z Niemcami i Związkiem Radzieckim, lecz dla ludzi na
Kremlu i w Berlinie traktaty nic nie znaczyły. To, co się wydarzyło, było demonstracją oportunizmu,
głębokiego cynizmu i pogardy dla słabych. Owa zsynchronizowana agresja pociągnęła za sobą tragiczne
konsekwencje dla jej ofiar, ale ponieważ w oczach nazistów były one
untermenschen,
podludźmi, istotami
niższymi, a w terminologii radzieckiej wrogami ludu, nowi władcy nie przejmowali się ich cierpieniami.
Te dwa światopoglądy przypisywały ludzi do całkowicie sztucznych kategorii, rzekomo na podstawach
naukowych, ale często arbitralnie i na chybił--trafił i, by posłużyć się w tym kontekście znanym eufemizmem,
eliminowały kategorie, które nie cieszyły się względami historii. Polskie i bałtyckie ofiary Stalina nie były
jednak wrogami ludu, były zwykłymi ludźmi. A ludzie byli wrogami zarówno stalinowskiego komunizmu, jak
i nazizmu. Zgodnie z leninowskim schematem wzajemnych stosunków opartych na sile - kto kogo? - musieli
zostać ujarzmieni. Moskwa i Berlin mogły się z nimi rozprawić, ponieważ liczyła się siła, a nie przyzwoitość.
Rozprawiając się z nimi, przekształciły ich w ofiary i zapoczątkowały niezwykły łańcuch wydarzeń, którego
kulminację stanowiło osiedlenie się znacznej ich liczby w różnych częściach Europy i reszty świata.
Nazistowskie represje wobec narodów podbitych są dobrze znane na Zachodzie. Wyniszczenie
europejskich Żydów podczas Holocaustu było jedynym w swoim rodzaju przykładem ludobójstwa
dokonanego na jednej grupie etnicznej przez inną. Ci, którzy wiedzą o Holocauście, a więc praktycznie
wszyscy, są wstrząśnięci jego skalą, straszliwym celem i pogardliwym odrzuceniem ludzkich wartości.
Holocaust to nie żarty, jak zauważył Martin Amis. Polscy i bałtyccy uchodźcy w Wielkiej Brytanii z
pewnością z niego nie żartują. Ale nie śmieją się też z bolszewizmu, ideologii obowiązującej do niedawna na
„nieludzkiej ziemi" za ich wschodnimi granicami. Pod tym względem nie zgodziliby się z twierdzeniem Amisa,
„że trudno powstrzymać śmiech w przypadku ZSRR" i że późny bolszewizm Breżniewa i Czernienki był
„boleśnie, nieodparcie komiczny". Chociaż możemy się zgodzić, że Polska żyła dowcipami o
komunistycznych władcach na Kremlu, była to odmiana wisielczego humoru w sytuacji stałego zagrożenia ze
strony Moskwy. Stan wojenny w 1981 roku został wprowadzony prawdopodobnie po to, aby zapobiec
bezpośredniej interwencji radzieckiej przeciwko „Solidarności". Ale nawet gdyby Rosjanie nie zamierzali
interweniować militarnie, Polacy wierzyli, że mogliby to zrobić, i ta groźba była zawsze obecna w ich
świadomości. Jeśli niektórzy ludzie na Zachodzie mogli uważać zgrzybiałych starców na Kremlu, którzy
rządzili Związkiem Radzieckim przed Gorbaczowem, za śmiesznych, na pewno nie znajdą nic
humorystycznego w Józefie Stalinie.
Istniejąca na Zachodzie skłonność, aby, na przekór wszystkiemu, drwić z bolszewizmu - w połączeniu z
wypieszczonymi wspomnieniami o młodzieńczym idealizmie, zabarwionym sympatią dla sprawy
komunistycznej -
stworzyła barierę, która uniemożliwia uświadomienie szerokim rzeszom czytelników represyjnej natury
systemu radzieckiego. Trzeba jednak przyznać, że głośne prace Roberta Conquesta i innych zachodnich
historyków, demaskatorskie rewelacje Aleksandra Sołżenicyna
vi Archipelagu GUŁag
oraz wnikliwe
felietony dziennikarza Bernarda Levina nakreśliły charakterystyczne cechy terroru w stylu radzieckim.
Mimo to trudno byłoby się upierać, iż wspomniane prace, choć dobrze udokumentowane i przekonywające,
miały taki sam wpływ na zachodnią opinię publiczną jak masowa produkcja na temat Holocaustu, obejmująca
liczne książki, popularne artykuły w gazetach, filmy, programy telewizyjne i sztuki teatralne. W tym miejscu
nasuwa się proste pytanie: dlaczego kolejne rządy niemieckie kajały się za zbrodnie przeciwko ludzkości
popełnione przez swego nazistowskiego poprzednika i wypłacały odszkodowania ofiarom tych zbrodni,
natomiast Rosja, samozwańcza sukcesorka Związku Radzieckiego, zachowywała uparte milczenie. Jak
zauważył David Pryce-Jones, setki tysięcy funkcjonariuszy KGB żyje spokojnie na państwowej emeryturze i
nie ma żadnej dokumentacji podobnej do tej, jaką zaczęto gromadzić na temat nazistów w Niemczech po
drugiej wojnie światowej
1
.
To prowadzi do drugiego pytania: dlaczego Zachód nie wymaga od Rosji takich samych standardów
skruchy i zadośćuczynienia, jakich oczekuje od Niemiec? Odpowiedź jest dosyć złożona i obejmuje kwestie
polityki światowej, kalkulacje na temat bezpieczeństwa nuklearnego i korzyści ekonomicznych oraz rolę
różnych grup interesów. Nie da się jednak zaprzeczyć, że zachodnia opinia publiczna nie pogodziła się
jeszcze w pełni z okrucieństwami, które stanowiły nieodłączną cechę rządów radzieckich. Komunizm
pozostał, ujmując rzecz słowami Pryce-Jonesa, „potwornością zbyt wielką, żeby przejść nad nią do
porządku". Dwie najnowsze prace,
Guiag
Annę Applebaum i
Koba the Dread
Amisa, próbują
2
.
Mówiło się często, że bolszewicy prowadzili wojnę z narodem rosyjskim. Równie prawdziwe jest
twierdzenie, iż prowadzili wojnę z nierosyjskimi grupami etnicznymi, które miały nieszczęście zamieszkiwać
Związek Radziecki. Co więcej, prowadzili wojnę z sąsiednimi narodami, którym narzucili zwierzchnictwo
Moskwy. Wschodnia Polska została przyłączona do państwa radzieckiego w konsekwencji
radziecko-niemieckiego paktu z sierpnia 1939 roku. Państwa bałtyckie stały się częścią Związku Ra-
dzieckiego latem 1940 roku, a później znowu w 1944 roku, po krótkim okresie okupacji niemieckiej. Averell
Harriman, amerykański ambasador w Związku Radzieckim podczas drugiej wojny światowej, zanotował swo-
ją rozmowę ze Stalinem na temat odsetka ludności, jaki trzeba poddać eksterminacji, aby wyniszczyć naród.
Radzieccy naukowcy, oświadczył Stalin, obliczyli, że jeśli wyeliminuje się pięć procent populacji, naród zginie.
Deportacje ludności ze wschodniej Polski i z państw bałtyckich były obliczone na wyniszczenie tych
narodów
3
. Historycy pisali o tych wydarzeniach, znowu jednak należy spytać, jak szeroko znane są ich prace?
„Muszę w tym miejscu uczynić kłopotliwe wyznanie - powiedział kanadyjski premier do Polonii kanadyjskiej
w sierpniu 2000 roku. - Aż do [niedawna] nie wiedziałem, że półtora miliona Polaków zostało oderwanych
. W grudniu 2003 roku Zgromadzenie Bałtyckie złożone z posłów do
parlamentów Estonii, Łotwy i Litwy uchwaliło rezolucję potępiającą totalitarny komunizm, „ponieważ
niewielu ludzi zostało za to ukaranych". Wielu bałtyckich przywódców ubolewa nad tym, że zbrodnie Związku
Radzieckiego są mniej znane niż zbrodnie reżimu hitlerowskiego i próbuje przedłożyć Parlamentowi
Europejskiemu rezolucję potępiającą komunistyczny totalitaryzm. Wielu postrzega to jako pierwszy krok w
kierunku wystąpienia o zadośćuczynienie finansowe za okupację i deportacje narzucone państwom bał-
tyckim przez Związek Radziecki
się zmierzyć z tą potwornością, systematyzując i podsumowując dotychczasowe ustalenia. Po upadku
komunizmu prasa radziecka przyznała, że Stalin w okresie swoich dyktatorskich rządów rozkazał
wymordować około pięćdziesięciu milionów obywateli radzieckich. Pogodzenie się z tą zbrodnią jest
wystarczająco trudne, a dodatkowo przeszkadza wdzięczność Zachodu za heroiczne wysiłki militarne
Związku Radzieckiego podczas drugiej wojny światowej. Jak zauważył Sołżenicyn, Zachód wybaczył Sta-
linowi czystki „z wdzięczności za Stalingrad". Ta wdzięczność sprzyjała idealizacji radzieckiego
komunizmu przez zachodnią lewicę i przez całe dziesięciolecia po wojnie nie pozwalała na obiektywną
ocenę radzieckiej historii
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]